„Chłopcy i mężczyźni” Richarda V. Reevesa – recenzja

Rewolucja feministyczna, która trwa, z mniejszym lub większym natężeniem, ale nieprzerwanie od ponad stu lat, jest oznaką postępu i rozwoju ludzkości. Nie pomogą utyskiwania konserwatystów, pohukiwania ultraprawicy ani nienawistne skowyty internetowych redpillowców. Tego nie da się już zatrzymać. Na szczęście. Na szczęście też, poza wyżej wymienionymi grupami frustratów w krótkich spodenkach, wśród rodzaju męskiego znajduje się coraz więcej osobników, którzy zdają sobie z tego sprawę. Zauważają , że nowy porządek, zastępując z wolna znany i lubiany patriarchat, nie daje im nic w zamian. W każdym razie nic równie wygodnego i niewymagającego wysiłku.

Jednym z takich mężczyzn jest Richard V. Reeves, brytyjsko-amerykański pisarz i naukowiec, autor wielu książek, m.in. biografii Johna Stuarta Milla*. Niedawno staraniem Towarzystwa Naukowego im. Stanisława Andreskiego ukazało się polskie wydanie jego ostatniej pracy pt. Chłopcy i mężczyźni. Dlaczego współcześni mężczyźni przeżywają trudności, dlaczego to ważne i co z tym zrobić? (tłum. Rafał Śmietana, 2024; tytuł oryg. Of Boys And Men: Why the Modern Male Is Struggling, Why It Matters, and What to Do about It, 2022).

Młot na feministki?**

W książce autor poddaje analizie sytuację chłopców i mężczyzn w Stanach Zjednoczonych na przestrzeni kilkudziesięciu ostatnich lat – to, jak zmieniała i zmienia się pozycja mężczyzny w społeczeństwie, rodzinie, na rynku pracy i w edukacji. Słusznie zauważa, że wobec coraz szerszego równouprawnienia kobiet, ich emancypacji i zmiany kulturowej, jaką przyniosły kolejne zdobycze feminizmu, kurczą się obszary niedawnej dominacji mężczyzn, a ich tradycyjne role społeczne tracą rację bytu. Co zatem dalej z facetami? To pytanie doczekało się już wielu odpowiedzi w literaturze feministycznej, wystarczy wspomnieć choćby książki Facet przyzwoity. Od patriarchatu do nowych modeli męskości Ivana Jablonki czy Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości bell hooks. Książka Reevesa stanowi jednak nieco odmienne spojrzenie, co do którego ja, feministka, mam oczywiście kilka zastrzeżeń. Próżny jednak trud tych, które_rzy chcieliby z tej pozycji uczynić oręż w walce z feminizmem (jak to zapowiedziała jedna z blogerek przed przeczytaniem książki). Autor ani nie dezawuuje emancypacji kobiet, ani też nie pogrąża się w nadmiernej rozpaczy nad losem mężczyzn. Rozumie nieodwracalność zmiany społecznej i docenia korzyści z niej płynące dla wszystkich, bez względu na płeć.

Słowo, którego nie wolno wymawiać

Richard V. Reeves wskazuje na problemy edukacyjne chłopców. W obszarze wyników w nauce, zdawalności do następnej klasy, odsetka kończących szkoły średnie oraz studiów wypadają oni dużo gorzej niż ich rówieśnice. Według przytaczanych przez autora badań radzą sobie słabiej również ze względu na różnice klasowe i środowiskowe: częściej powielają schematy międzygeneracyjnego ubóstwa, przestępczości czy bezrobocia. W okresie dojrzewania i w życiu dorosłym to oni również stanowią największy odsetek osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych, jednostek osamotnionych i dokonujących prób samobójczych. Reeves zwraca uwagę, że rewolucja kulturowa zachwiała daną im z góry (przez kogo? – polecam wspomnianego Milla) pozycją żywiciela rodziny. Przy czym pozycja ta nie ograniczała się nigdy do zarabiania pieniędzy, lecz odzwierciedlała w skali mikro znany nam z wielkiej polityki paradygmat pieniędzy i władzy. Kto ma pierwsze, ten ma i drugie. W czasach, kiedy kobiety rozwijają się zawodowo, potrafią samodzielnie utrzymać rodzinę i wychować dzieci, samiec alfa przynoszący do domu zwierzynę stał się zbędny: „Ekonomiczna zależność kobiet od mężczyzn ograniczała kobiety, ale także wspierała mężczyzn. Teraz podpórki te zniknęły i wielu mężczyzn traci równowagę”. Nie można tu odmówić racji autorowi, ale kiedy niepowodzenia życiowe mężczyzn składa na karb ich rzekomej dyskryminacji systemowej, a w najlepszym razie niewystarczającego pochylenia się urzędników nad problemami chłopców i mężczyzn, to musi to budzić wątpliwości. Zresztą sam Reeves przytacza dane, które świadczą o czymś zupełnie innym. Wskazuje, że w różnych programach edukacyjnych skierowanych do obu płci, liczba chłopców korzystających z tych programów jest w niektórych stanach niewspółmiernie niższa niż liczba dziewcząt. Powodem słabszych wyników w nauce tych pierwszych na różnych etapach edukacji, ale też pozostawania w strefach ubóstwa i przestępczości, jest, jak sam twierdzi, „spadek poczucia sprawczości, aspiracji i motywacji”. „Młode kobiety o wiele chętniej wykorzystują otwierające się przed nimi możliwości niż młodzi mężczyźni” – pisze. W sposób naturalny przy tego typu stwierdzeniach nasuwa się pytanie: dlaczego tak jest? I autor szuka na nie odpowiedzi, ale albo nie tam, gdzie można ją znaleźć, albo tak, żeby jej nie znaleźć ( pisze wprost: „nie mamy zielonego pojęcia, dlaczego tak się dzieje”). A odpowiedź nasuwa się sama: patriarchat. Słowo, które na 364 stronach książki pojawia się raptem 5 razy.

Patriarchat

System społeczny, który od pokoleń kształtuje mężczyzn według schematu „nic nie musisz, wszystko możesz” (w uproszczeniu), wypaczył męskie postrzeganie nie tylko otaczającej ich rzeczywistości, ale i samych siebie. Człowieka, którego biologia wyposażyła w pokłady testosteronu (trzymam się przyjętej przez autora binarności, choć wiadomo, że zarówno na poziomie hormonów, jak i osobowości daleko nam do tak ostrego podziału) i, jak twierdzi Reeves, w większą skłonność do zachowań agresywnych i ryzykownych, wciąż programuje się do bycia bezemocjonalnym zdobywcą, ignorując cały wachlarz innych jego cech, o wiele bardziej przydatnych współczesnemu społeczeństwu i korzystnych dla niego samego. Dziewczyny i kobiety, w wyniku wielowiekowej dyskryminacji, nauczyły się, że aby osiągnąć to, co chłopcom i mężczyznom zwykle przychodziło łatwiej (zdobycie pracy, podwyżki, awansu), muszą starać się bardziej, udowadniać, że mogą, MIMO że są kobietami. Oczekiwania wobec mężczyzn były dużo niższe. Nie dziwi, że kiedy kobiety z powodzeniem konkurują z nimi w różnych obszarach życia społecznego, a osiągnięcie czegokolwiek wymaga zwiększonego wysiłku, część mężczyzn czuje się zniechęcona i źle znosi porażki. Nie jest to jednak skutkiem braku systemowego wsparcia dla mężczyzn, jak chce autor książki, ale kurczowego trzymania się przebrzmiałych już wartości patriarchalnych.

Edukacja

Chyba najcenniejszymi rozdziałami książki Chłopcy i mężczyźni… są te, w których autor szuka sposobów na poprawę sytuacji mężczyzn w świecie równouprawnienia płci (jakkolwiek to brzmi). Skupia się na rozwiązaniach systemowych, które miałyby ułatwić płci męskiej odnalezienie się w nowej rzeczywistości. Niestety zupełnie pomija kwestie sposobów wychowywania małych chłopców, aspekty psychologiczne, zmianę mentalną, bez których stworzenie nowych modeli męskości jest niemożliwe. Rozwiązanie widzi w dość kontrowersyjnym pomyśle (sam to przyznaje) zróżnicowania wieku inicjacji szkolnej, tak aby chłopcy rozpoczynali naukę z rocznym opóźnieniem ze względu na wolniejszy rozwój, co jego zdaniem skutkuje słabszymi wynikami na kolejnych poziomach edukacji. Zapytam: a co z dziewczynkami, które słabiej sobie radzą z nauką? Co z chłopcami o wyjątkowych zdolnościach i nieprzeciętnym tempie rozwoju? Obawiam się, że problem tkwi nie w nierównym traktowaniu ze względu na płeć, ale dużo głębiej – w niedostosowanych do potrzeb młodych ludzi systemach edukacji. Faworyzowanie czy też dyskryminowanie jednej z płci, a tym byłoby opóźnienie o rok edukacji chłopców, nie poprawi ich sytuacji.

W kwestiach edukacji odniosę się do jeszcze jednego aspektu dość szeroko opisywanego w książce, mianowicie problemu feminizacji zawodu nauczycielskiego. Reeves twierdzi, że z punktu widzenia wychowania chłopców korzystne byłoby zwiększenie liczby zatrudnianych nauczycieli-mężczyzn, szczególnie w przedszkolach i młodszych klasach szkoły podstawowej. Trudno się z tym nie zgodzić. Sądzę, że byłoby to korzystne również dla dziewczynek. Jednocześnie pojawia się problem rzeczywistej dyskryminacji mężczyzn w tym aspekcie ze względu na stereotyp, nakładający na mężczyzn odium pedofilii. Zwolenniczki_cy tego poglądu powiedzą, że ponad 90% sprawców czynów pedofilskich to mężczyźni – i jest to prawda. Przydałaby się w tym miejscu statystyka określająca odsetek osobników o skłonnościach pedofilskich wśród mężczyzn (pewnie nie istnieje), ale opierając się na innych danych warto zauważyć, że jednak większość społeczeństwa to porządni ludzie, dalecy od przestępczej działalności. Autor pisze też, że brakuje w przestrzeni publicznej i rozwiązaniach systemowych kampanii i programów, które zachęcałyby płeć męską do kształcenia i pracy w zawodach uznawanych dotąd za kobiece, jak np. pielęgniarz, nauczyciel przedszkola, opiekun osób starszych czy pomoc domowa, podczas kiedy wiele robi się dla przyciągnięcia kobiet do zawodów inżynieryjnych. „Nie musimy przekonywać mężczyzn, że bycie pielęgniarzem w jakiś sposób przysparza im męskości, lecz raczej, że jej nie ujmuje” – pisze Reeves. Absolutnie się zgadzam! Patrząc historycznie, powinno to wpłynąć na wzrost wynagrodzeń w tych zawodach (wiadomo!), więc i kobiety na tym skorzystają.

Ojcostwo

Dużo miejsca Reeves poświęca nowemu modelowi ojcostwa. Proponuje zwiększenie obecności i roli ojców w wychowywaniu potomstwa również wtedy, gdy rodzice nie mieszkają razem. Postuluje wprowadzenie dodatkowych urlopów rodzicielskich dla ojców, dostosowanie warunków pracy oraz nowy system alimentów na dzieci. Z tego, co wiem, nikt do tej pory nie zabraniał ojcom zajmować się dziećmi (tak, wiem, są matki, które utrudniają ojcom kontakty, tak jak są ojcowie, którzy tych kontaktów nie szukają), więc ten postulat można spełnić od ręki. Na pewno należy doceniać i podkreślać znaczenie obecności tatusiów w procesie wychowawczym, z jednoczesnym naciskiem na jakość tej obecności. Równie łatwe powinno być rozwiązanie dwóch pozostałych spraw, wszak zarówno wśród polityków, jak i prezesów korporacji większość to wciąż mężczyźni, a w końcu nikt się nie dogada lepiej niż facet z facetem. Poważnie rzecz ujmując, trzeba przyznać, że establishmenty przegapiły czas względnego spokoju w geopolityce (od lat 90. ubiegłego wieku), kiedy należało skupić uwagę i finanse na polityce socjalnej i wprowadzić służące wszystkim, a szczególnie rodzinom, zdrowe rozwiązania. To oczywiście nadal jest możliwe, jednak w dobie niepokojów wojennych, inwestowania w bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne będzie bardzo trudne. Mam jednak nadzieję, że wielostronne korzyści płynące z takich rozwiązań zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn spowodują, że wspólnie osiągniemy nasze cele.

Polityka

Przyglądając się poglądom polityków na temat rewolucji genderowej, Reeves zauważa, że głoszona przez ugrupowania prawicowe konieczność powrotu do dawnego porządku i przywrócenia tradycyjnych ról płciowych jest przejawem braku dojrzałości i niezrozumienia zachodzących procesów. Z drugiej strony zarzuca progresywistom ignorowanie różnic biologicznych między płciami i nieuwzględnianie ich w swoich koncepcjach. Nie mogę się zgodzić z drugą opinią. Feministki nie ustają w staraniach, aby zarówno w regulacjach prawnych, jak i w życiu codziennym różnice biologiczne były uwzględniane. A jest o co walczyć: od praw reprodukcyjnych po środki higieny menstruacyjnej w publicznych toaletach. Wchodząc w obszar dowodów anegdotycznych, dodam, że wśród kobiet krąży pogląd, iż gdyby to mężczyźni zachodzili w ciążę i miesiączkowali te tematy już dawno byłyby załatwione. Reeves nie pisze zresztą, jakie konkretnie cechy biologiczne mężczyzn są ignorowane przez resztę ludzkości (poza nieszczęsnym testosteronem i jego psychologicznymi konsekwencjami), a warto byłoby wspomnieć chociażby o chorobach prostaty, impotencji, która dotyka wielu mężczyzn bez względu na wiek czy też coraz powszechniejszym problemie bezpłodności.

Z feministycznego punktu widzenia największą wartością książki Chłopcy i mężczyźni… jest to, że jest. Oczywiście przeciwko statystykom przywoływanym przez Reevesa, które mają udowadniać dyskryminację mężczyzn, można wytoczyć działa statystyk pokazujących, z jak wielkimi nierównościami ze względu na płeć zmagają się kobiety (odsyłam do książek Niewidzialne kobiety Caroline Criado Perez, Patriarchat rzeczy Rebeki Endler, Kapitał kobiet Lindy Scott). Ale nie chodzi przecież o licytację. Każda_y, kto choć trochę obserwuje procesy społeczne, dostrzega, że w zmieniającym się świecie chłopcy i mężczyźni czują się zagubieni, zmagają się z dewaluacją wartości patriarchalnych, na których od pokoleń opierali swą egzystencję. Niewątpliwie konieczna jest redefinicja męskości, jeśli chcą uczestniczyć w postępie i rozwoju ludzkości. I dobrze, jeśli zrobią to sami, mając otwarte głowy i serca na to, co wokół i w nich się zmienia. Książka Richarda V. Reevesa jest kamyczkiem wrzuconym do tego ogródka. Czytajcie!

* Wspominam o tym nie bez powodu. John Stuart Mill był XIX-wiecznym filozofem, który twierdził, że nierówność między kobietami a mężczyznami nie ma żadnego uzasadnienia społecznego ani naukowego. Patrz: J.S. Mill, Poddaństwo kobiet, tłum. M. Chyżyńska, https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/mill-poddanstwo-kobiet.html (dostęp 14.05.2024 r.).

** Parafrazuję tu tytuł średniowiecznego traktatu pt. Malleus Maleficarum, czyli „Młot na czarownice”, autorstwa Jakoba Sprengera i Heinricha Kramera (wyd. 1487 r.), który jest przejawem ówczesnej mizoginii i w dużym stopniu przyczynił się do rozpętania fali oskarżeń kobiet o czary w kolejnych wiekach.

Iwona Michalak – założycielka i wizjonerka feministycznej księgarni internetowej, prezeska Fundacji Herbooks, feministka, czytelniczka, matka. Wiele lat pracowała w szkole jako nauczycielka. Ukończyła studia historyczne na Uniwersytecie Łódzkim. Założyła księgarnię Herbooks.pl, żeby skrócić drogę poszukiwań kobietom, które chcą zyskać i/lub pogłębić swoją świadomość. Wierzy, że jeśli tak się stanie, świat będzie lepszym miejscem.

1 komentarz

Dołącz do dyskusji i opowiedzieć nam swoją opinię.

19/05/2024 o 22:44

„Z drugiej strony zarzuca progresywistom ignorowanie różnic biologicznych między płciami i nieuwzględnianie ich w swoich koncepcjach” – jeśli różnice biologicne działają na niwkorzyść kobiet to należy je wyrównywac, jeśli na niekorzyść mężczyzn, to wystarczy powiedzieć, że kobiety i tak mają gorzej. XD

Dodaj komentarz